Zaczynała „Niebezpiecznych związkach”, udowodniła że ma talent w „Pulp Fiction” zaś w „Kill Bill” błyszczy już pełnym blaskiem... a potem nic! W 2005 roku trzy role w lekkich, niewymagających komedyjkach. I w takim repertuarze zagrzała na dłużej. Dwa niezłe epizody u Von Triera to stanowczo za mało. Szkoda że tak to się wszystko potoczyło. Miała potencjał, stać Ją było na więcej.