Nie kupiła mnie ta historia. Pierwsza połowa filmu obiecująca, ciekawa ale druga miałam wrażenie że była mocno przekombinowana. Takie 6/10. Jak nie zobaczysz nic nie stracisz.
Zgadzam się. Dodam jeszcze, że w tym przekombinowaniu brakowało puenty, jakiejś scalającej wszystko klamry i głębi.
Zgadzam się w 100% z powyższym. O ile uważam się za fana Portman to, może ktoś się oburzy ale, moim zdaniem niestety położyła film. I nie mam na myśli jej kreacji która sama w sobie jest ok (choć miejscami miałem trochę Deja Vu z Czarnego łabędzia). Po prostu nie wypadła mi wiarygodnie jako dojrzała Celeste która ani fizycznie ani mentalnie nie przypominała osoby z pierwszej części filmu (na podstawie zachowania w jej młodości które oczywiście mogło się skrajnie zmienić ale tego nie zobaczyliśmy). Pewnie to kwestia niezbyt trafionej koncepcji nagłego przeskoku w czasie gdzie zabrakło pomostu między Celeste na początku kariery a wyuzdanej, zepsutej gwiazdy. Pierwsza połowa filmu niepokojąca, magnetyczna i z bardzo interesującym mrocznym klimatem. Byłem naprawdę ciekaw jak to wszystko się skończy i spodziewałem się bardziej metafizycznego rozwoju wydarzeń, może jakichś zjawisk paranormalnych (bardzo mi to pasowało do ogólnej stylistyki, udźwiękowienia które na początku może przyprawić o ciary). Dalej wszystko rozmyło się w dziwnym kierunku i zdecydowanie zabrakło puenty.
Zgadzam się. Portman męcząca. Zachwycona byłam do rozmowy o śnie o tunelu. Film bardzo nierówny. Brak puenty. Męczący był przydługi fragment koncertu z nieznośnym wokalem. Wiem, że pewnie miało to pokazać beznadzieję pop gwiazdek ale było to okropne.
Potwierdzam. Gra aktorska niby dobra, lecz cóż z tego, skoro film bardziej zrobiony dla Natalie, żaby zaprezentowała swoje umiejętności, niż dla widza, żeby coś z tego poskładał. Odradzam, chyba że ktoś jest fanem Portman.