Obejrzałem to w Tv, co prawda, przez podobieństwo tytułów, sądziłem, że będę oglądać "Obietnicę" - też Penna i też z Nicholsonem (film, o którym słyszałem, bo był wyświetlany w kinach jakiś czas temu)
- no, ale trafiłem na to.
Ciężkie to kino...i to nie ze względu na temat, ale realizację...
Sean Penn pisze i reżyseruje tu gorzej niż przeciętny telewizyjny wyrobnik od taśmowych produkcji z pasma "Okruchy Życia".
Prosty temat rozwleka do niemożliwych granic i wkłada swoim bohaterom do usta kwestie tak pretensjonalne, że aż chcę się przewinąć te wszystkie straszne dialogi i zobaczyć tylko jaki będzie finał tej historii (choć kilka razy zastanawiałem się czy w ogóle nie zrezygnować). A i tak wymęczony koniec okazuje się równie nieudany...
Ahh, miało być ambitnie, przenikliwie i egzystencjonalnie, a wyszło pretensjonalnie, bełkotliwie i nudno(a to największy grzech).
Trochę jak z "Młodością Stulatka" Copolli, ale tam przynajmniej były jakieś ciekawe zdjęcia...cokolwiek, tutaj wszystko jest albo przeciętne albo niżej...nawet Nicholson tego nie uratuje.
Ja dosyć lubię filmy Penna, ale tego zdzierżyć nie mogłam. Chciałam napisać podobną wypowiedź jak Krolik_Pudding, więc teraz mogę się pod nią tylko podpisać. Niektóre zagrania były tak banalne, że chwilami myślałam, że to może jest parodia, a ja tego nie widzę? :]
Dobrze prawi Królik, z tym że mi szczęście bardziej sprzyjało. Otóż zasnęłam w trakcie , aby obudzić się na ckliwą i grafomańską końcówkę na cmentarzu. I jeszcze mam wrażenie, że Jack Nicholson nie do końca zdawał sobie sprawę w czym bierze udział, tak jakby przeczytał tylko swoją rolę.
Flaki z olejem:(
Popieram przedmówców, film to straszny gniot, czekałem do końca bo myślałem że się rozkręci a tu niespodzianka bo się skończył, to nawet nie jest film jako "zapchaj dzura" bo zmarnowałem kawałek życia na zobaczenie go.
nudny, rozciągnięty, przynajmniej o 30 minut za długi, idiotyczny końcowy pościg (miał na celowniku Nicolsona i nagle uciekł....), wieje tanim patosem, średnia muzyka do tego